niedziela, 15 lutego 2015

Słów kilka o formie fizycznej :)

Jako, że na codzień mam dość spory przegląd jeźdźców na różnym poziomie zaawansowania, oraz z różnym stażem, doświadczeniem jeździeckim oraz z bardzo różnymi końmi, a często podobnymi problemami postanowałam napisać słów kilka o przygotowaniu fizycznym jeźdźców - a często niestety jego braku... Jazda konna - niby sport taki sam jak każdy inny - jedni biegają, inni grają w tenisa czy piłkę czemu ja nie miałbym zacząć jeździć konno? I tak trafiają do róznych stajni chętni aby spróbować swoich sił. Na poziomie podstawowym myślę, że jeździectwo nie różni się specjalnie od innych sportów, aby utrzymać się jako tako na koniu, pojechać w teren czy jakoś przejeździć to z reguły 45 min w kółko, nie potrzeba szczególnego przygotowania i większość jakoś "ogarnia" temat. Kluczem jest tu słowo "jakoś" ;) Im dalej w las tym ciemniej i więcej drzew. Rozochocony amator postanawia pogłębić swoją przygodę i załóżmy akurat decyduje się na rozój w dziedzinie ujeżdżenia.

Może zacznijmy od moich przemyśleń na temat... Większość ludzi obserwując profesjonalnych jeźdźców ujeżdżeniowych odnosi wrażenie, że siedzą sobie oni wygodnie na koniu, wyglądają dostojnie, płyną bezwysiłku wraz z ruchem konia, a koń w zasadzie reaguje na podświadome sygnały wysyłane przez mózg jeźdźca. Wtedy od razu pojawia się myśl - "phi co w tym trudnego - przecież on/ona siedzą tam i NIC nie robią, też tak mogę..." Załóżmy, że taka osoba trafia na w miarę ogarniętego trenera/instruktora i prawidłowo przygotowanego konia - tak dla ułatwienia - żebyście mi zaraz nie powiedzieli, że przecież tak możecie tylko instruktor lub koń nie taki ;) Nawet w tym prawie idealnym obrazie okazuje się, że "tylko" siedzenie nie jest wcale takie proste, wszystko żyje własnym życiem, lata, ucieka, ręce i nogi wcale nie słuchają, a polecenia instruktora wydaja się niemożliwe do realizacji... Cóż kochani - prawda jest taka, że dresaż jest wg mnie chyba najbardziej fizycznie wymagającą dziedziną jeździectwa - ukryć się nie da że to właśnie jeźdźcy ujeżdżeniowi najwięcej czasu siedzą w kłusie ćwiczebnym i galopie w pełnym siadzie. Ci profesjonalni jeźdźcy tylko wyglądają jakby nic nie robili. Aby prawidłowo siedzieć i działać na konia należy bardzo, bardzo dobrze kontrolować swoje ciało, mieć jego olbrzymią świadomość, równowagę oraz - tak, tak niestety - bardzo dobrze rozwinięte mięśnie...  Szczególnie mięśnie szkieletowe - pleców i brzucha, które u wielu ludzi niestety praktyczne nie istnieją lub są bardzo słabe.

Co począć żeby było lepiej?? Pierwszym krokiem jest z reguły - powrót na lonżę ;) godziny spędzone na lonżowniku na pewnym, dobrze wyszkolonym koniu i pod okiem ogarniętej osoby są absolutnie bezccenne. Warunek jest jeden - rozluźnienie i brak barier psychicznych oraz strachu u jeźdźca. Musicie być gotowi na jazdę bez strzemion i bez wodzy, na wykonywanie wielu ćwiczeń, które będą kolejno rozwijać i testować Waszą równowagę w siodle - oczywiście ćwiczenia muszą być dobrane i dopasowane do do poziomu zaawansowania jeźdźca i stopniowane wraz z jego rozwojem. Myślę, że osoby zaczynające swoją przygodę z ujeżdżeniem powinny jeździć wyłącznie na lonży dopóki nie będą w stanie płynnie podążać za ruchem konia w stepie, kłusie i galopie ze strzemionami i bez strzemion oraz z wodzami i bez wodzy ( oczywiście naukę zaczynamy bez wodzy ). Moim zdaniem jest to absolutnie podstawowy warunek, żeby w ogóle zaczynać myśleć o rozpoczęciu nauki samodzielnego wpływania na konia... Jeźdźcy którzy opanowali w wystarczającym stopniu tą szukę powinni przynajmniej raz w tygodniu mieć lekcje dosiadowe oprócz normalnych treningów.

I co pięknie? Jeszcze wcale nie pieknie ;) Moim zdaniem to dopiero początek i to nie wystarczający niestety ;) Aby lepiej sidzieć i jeździć nie wystarczy jeździć... A nawet czasem jest gorzej tylko "jeździć" - rozwijamy na koniu tylko określone partie mięśni i często nie mamy szans samymi ćwiczeniami na lonży rozluźnić pospinanych miejsc ani rozwinąć mięśni, które nie chcą się "włączyć". Ja osobiście oprócz jazdy konnej staram się regularnie uczestniczyć w zajęciach jogi - jest to genialna metoda na wzmocnienie i rozwinięcie różnych grup mięśniowych - często takich o których nie mieliśmy dotychczas pojęcia ;) Świetnie rozciąga, poprawia balans i koordynację oraz świadomość i "czucie" ciała. Myślę, że dobrze uzupełniająco działa też pilates oraz pływanie ( oczywiście na to też znajduję jakoś czas ) ;). Polecam też osobiście każdemu konsultację z rozsąnym fizjoterapeutą - który pomoże rozpoznać ewentualne blokady w ciele, zidentyfikować ich możliwe źródla i zalecić odpowiednio dobrane ćwiczenia. Ja również regularnie raz na dwa tygodnie korzystam z usług masażysty sportowego. Uważam, że prawidłowo przygotowane i sprawne ciało jest warunkiem absolutnie koniecznym, aby jeździec mógł się dalej rozwijać i uczyć. Tylko czemu tak ciężko do tego kogoś przekonać??

Pamiętajcie - nie wystarczy regularnie jeździć nawet pod okiem najlepszych trenerów i na najlepszych koniach. Trzeba też zmobilizować siebie do regularnej pracy nad własnym ciałem - przynajmniej dwa razy w tygodniu oprócz treningów jeździeckich. Trzeba poznać swoje ciało, jego dobre strony, ale przede wszystkim  jego ograniczenia, słabości i właśnie nad nimi pracować. Nic nie przyjdzie samo i samo się nie zrobi i nie ma cudów lekko nie będzie - trzeba się zmęczyć i spocić - ale efekty są tego warte...

Rozpisałam się :) Mam nadzieję, że tym tekstem trafię chociaż do 20% jeźdźących, szkoda tylko, że reszta nadal będzie uważać, siedząc w fotelu i znajdując sobie tysiąc wymówek czemu nie zrobić nic poza końmi dla swojego ciała, że na pewno byliby lepszymi jeźdźcami gdyby

- mieli lepszego konia
- mieli innego trenera
- jeżdzili więcej
- inne tym podobne wg uznania ;)